Koniec świata.

I co dalej?
Bardzo chciałabym powiedzieć, że rozstanie to początek. Napisać tu i teraz o
możliwościach i szansach, jakie właśnie się przed Tobą otwierają na każdym
możliwym polu.
Owszem, z perspektywy czasu tak właśnie myślę o rozstaniu.
Ale kiedy rozstanie nastąpiło niedawno, przed chwilą, kiedy jest kwestią świeżą
(„świeża” - dla każdego oznacza co innego) to i tak mi teraz nie uwierzysz. W tej
chwili rozstanie to koniec. Wiem.
Koniec świata. Koniec wspólnych śniadań (choć być może nadal odruchowo nalewasz
kawę do dwóch kubków), koniec spania we wspólnym łóżku (więc dlaczego śpisz na
jednej, „swojej” połowie?), koniec piątkowych spotkań z "waszą" paczką znajomych,
koniec wspólnych wakacji... Koniec tysiąca wspólnych codziennych czynności.
Koniec wyrzutów, rozczarowań i kłótni. Tak – to również.
Koniec obojętności, która tak bardzo rani, i koniec samotności, która w związku bardziej
boli, niż gdy jest się faktycznie samemu.
Rozstanie często niesie nam te same emocje, których doświadczamy w żałobie. Słusznie
bo ostatecznie żegnamy kogoś i coś bliskiego. Dobrze jest świadomie przeżyć i
przemyśleć rozstanie, choć wiele osób nie ma na to ochoty. W rezultacie wiele kobiet i
wielu mężczyzn rozpoczyna kolejne relacje, będąc jeszcze w trakcie rozwodu czy
rozstania. Dobrze zamiast bólu, strachu i łez doświadczać motyli w brzuchu. Ale ważne,
by nie zaprzepaścić czasu na refleksje. Bez tego nowy, czasem zbyt „pospieszny”
związek kończy się w tym samym miejscu co poprzedni, a Ty pozostajesz z jeszcze
większym poczuciem porażki, dezorientacji i strachu. Dlaczego tak się dzieje?
Powodów mogą być setki. Każdy z nas niesie swoją historię z milionem zmiennych,
które wzajemnie na siebie wpływają. Przypuśćmy, że nie wyniosłaś/eś z domu zbyt
dużego poczucia własnej wartości. Przypuśćmy, że kiedyś wmówiono Ci, że na miłość
trzeba sobie zasłużyć. Na początku idziesz w związku na dziesiątki kompromisów. Masz
poczucie, że te ustępstwa nie są zgodne z Tobą, ale „czego się nie robi w imię miłości”,
prawda? Masz nadzieje, że stopa zwrotu tej inwestycji przewyższy Twoje osobiste
koszty. Myślisz również, że z biegiem czasu kochana osoba odwzajemni się tym samym.
Tymczasem uczucie stygnie, Jesteś coraz bardziej sfrustrowana/sfrustrowany, a "Twoja
połówka pomarańczy" nie wie o co ci chodzi. W końcu zapada decyzja o rozstaniu, bo
kto chciałby być z wiecznie niezadowoloną z życia osobą?
Możesz ten wzorzec odtwarzać wiele razy. Możesz go też rozpoznać i spróbować nad
nim popracować. Dlaczego uważam, że rozstanie może być początkiem? Podoba mi się
myśl Johna Lennona: Kazali nam wierzyć, że miłość, ta prawdziwa, zjawia się tylko jeden
raz w życiu i do tego zazwyczaj przed trzydziestym rokiem życia. Nie powiedziano nam, że
miłość nie jest sterowana i nie przychodzi w ściśle określonym czasie.
Kazali nam wierzyć, że każdy z nas jest połówką pomarańczy, że życie ma sens tylko
wtedy, gdy znajdziemy tę drugą połowę. Nie powiedziano nam, że rodzimy się w całości,
że nikt w naszym życiu nie zasługuje na to, by nieść na swoich barkach odpowiedzialność
za dopełnienie naszych braków: rozwijamy się w sobie.
Może więc najwyższy czas przyjrzeć się sobie, pobyć ze sobą i dobrze się poznać.
Zrozumieć i popracować nad tym, co nas denerwuje, znaleźć i wzmocnić to, co w sobie
lubimy, zaakceptować to, czego zmienić się nie.
Każdy z nas jest kompletny. Życie w parze, w związku jest przyjemniejsze, ale to nie
znaczy, ze żyjąc samemu wszystko tracisz.
Przeciwnie - możesz dużo zyskać! Możesz poznać siebie i swoje potrzeby. Grzebiąc
wspólne "my" zyskujesz możliwość przyjrzenia się własnemu "ja". To jest Twój
czas. Wiele może Cię zaskoczyć. Nie musisz wkładać masek, by się komuś
przypodobać, nie musisz się przeglądać w oczach innych, nie musisz dopasowywać
się do ich oczekiwań. To nieoceniony profit z sytuacji rozstania. Czas by się poznać,
zaakceptować, polubić, pokochać.
To ważne, bo jak powiedział Oscar Wilde, kochać samego siebie to początek romansu
na całe życie.
Jolanta Renduda